niedziela, 1 kwietnia 2012
Rozdział 2
Mufasa nigdy nie był typem skowronka i lubił sobie pospać. Jednak odkąd został królem liczne obowiązku zmuszały go do wczesnej pobudki. Otworzył leniwie oczy, przeciągnął się i ziewnął. Spojrzał na swoją ukochaną, Sarabi, i na śpiącego obok niej małego Simbę. Lew westchnął z ulgą, wstał i ruszył w kierunku wyjścia z jaskini.
- Tato! - odezwał się oburzony głos jego synka. Mufasa znieruchomiał i obrócił powoli głowę w stronę Simby, który wyślizgnął się z objęć mamy i podszedł do ojca ze zmarszczonymi brwiami. - Obiecałeś, że pokażesz mi królestwo.
- Myślałem, że śpisz - zaczął tłumaczyć się duży lew.
- Miałeś mnie obudzić! - przypomniało lwiątko z obrażoną miną, ale po chwili uśmiechnęło się szeroko. - Dobrze, że nie spałem - powiedział wesoło i wyszedł z jaskini żwawym krokiem.
- Tak, rzeczywiście dobrze - mruknął zrezygnowany król i ruszył po chwili za synem. Razem wdrapali się na szczyt Lwiej Skały i ich oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok. Słońce leniwie wznosiło się na szczyt nieba oświetlając całą lwią krainę pierwszymi promieniami.
Simba rozglądał się zachwycony i onieśmielony pięknem, którego był świadkiem. Trudno było mu uwierzyć, że wszystko co teraz widzi jest pod panowaniem jego ojca, a kiedyś on przejmie po nim ten obowiązek.
- Widzisz Simba, to nasza ziemia. Kiedyś zostaniesz królem i będzie ona należała do ciebie - powiedział Mufasa.
- To duża ziemia... - powiedział nieśmiało Simba.
- I duży obowiązek - dodał jego ojciec, potwierdzając obawy lwiątka.
- A czy ja muszę być królem? - zapytał.
- To twój obowiązek. Z dniem, w którym się urodziłeś dałeś stadu nadzieję na przyszłość, kiedy mnie tutaj zabraknie. Chodź ze mną, Simba, pokażę ci wszystko z bliska.
Zeszli z Lwiej Skały i wyruszyli na sawannę. Simba pierwszy raz oddalił się od Lwiej Skały i wszystko bardzo go ciekawiło. Ojciec pokazywał mu różne zwierzęta, które mieszkały na Lwiej Ziemi i kazał mu zawsze pamiętać, że są one częścią ich królestwa i należy je szanować. Simba słuchał bardzo uważnie od czasu do czasu przełykając ślinę. Zastanawiał się, jak ma sobie poradzić z tak wielką odpowiedzialnością i to zupełnie sam.
Jego rozmyślania przerwało przybycie Zazu. Ptak wylądował na drzewie tuż obok nich i wypiął dumnie pierś oznajmiając, że jego poranne obowiązki dobiegły końca. Nagle jednak zjawił się inny ptak i bezwzględnie przepędził ich dobre humory.
- Hieny na Lwiej Ziemi - oznajmił.
- Lecę po pomoc! - oznajmił Zazu.
- Nie - zaprzeczył Mufasa. - Sam sobie z nimi poradzę. Ty zabierz Simbę do domu.
- Tato, chcę iść z tobą! - sprzeciwił się mały patrząc błagalnie na ojca. Mama zawsze mówiła o nim dobrze, dlatego Simba ogromnie go szanował i podziwiał. A teraz jeszcze chciał samotnie stawić czoła hienom. Był taki odważny...
- No dobrze - zgodził się król. - Zazu, trzymaj go jednak z daleka.
Mufasa ruszył tak szybko, że Simba nie miał najmniejszej szansy za nim nadążyć. Biegł najszybciej jak mógł. Dotarł do miejsca, gdzie wtargnęły hieny w chwili, kiedy jego ojciec właśnie rozprawiał się z intruzami. Z zachwytem patrzył na hieny w obawie przed nim rozbiegają się na wszystkie strony. Potężny lew przepędził je wszystkie warcząc i zadając ciosy potężną łapą uzbrojoną niezwykle ostrymi pazurami.Po spełnieniu swojego obowiązku wdrapał się na wzgórek skąd obserwował go Simba i Zazu. Lwiątko podbiegło do ojca patrząc na niego z pełnym szacunkiem.
- To było świetne, tato! - zawołał. - Ale im dałeś popalić. Chciałbym być taki odważny i silny jak ty!
- Przyjdzie na to czas, mój synu. Kto wie, może będziesz nawet silniejszy o odważniejszy ode mnie - zaśmiał się wesoło Mufasa.
Nagle wzrok Simby natrafił na ciemne miejsce w oddali, nieoświetlone nawet jednym promieniem słońca.
- Co to jest? - zapytał zaciekawiony.
Zazu pokręcił głową, jakby obawiał się od dawna, że lwiątko w końcu zada do pytanie i zainteresuje się tamtym niebezpiecznym miejscem. Dorosły lew westchnął i zastanowił się, co powiedzieć małemu, ciekawemu świata, Simbie.
- To Cmentarzysko Słoni - powiedział Mufasa.
- Cmentarzysko... Słoni? - powtórzył z narastającym zachwytem. Brzmiało to wspaniale i pachniało wielką przygodą. - Pójdziemy tam?
- Nie - odpowiedział stanowczo król. - To nie jest nasza ziemia i nikomu nie wolno tam chodzić, rozumiesz? Tam mieszkają wszystkie hieny i to ich tereny. Nigdy przenigdy nie możesz tam chodzić.
- Dobrze, tato - powiedział nieśmiało Simba. Jego ojciec był tak stanowczy i surowy, że pomysł przeżycia przygody na Cmentarzysku Słoni natychmiast wyleciał mu z głowy. Dla rozładowania napięcia Mufasa zaczął żartować i zanieśli się głośnym śmiechem w drodze powrotnej na Lwią Skałę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gratuluje pomysłu ale mam nadzieje że będziesz kontynuować życie Moto , Szetani i Noi :) oraz reszty lwiej gromadki :)zapraszam do mnie ... nie mam blogu o lwach ale mam zamiar założyć
OdpowiedzUsuńhttp://moj-kochany-swiat-zwierzakow.bloog.pl/?ticaid=6e338
Fajnie trochę inaczej niż na filmie ale co tam zobaczymy czy Simba pójdzie na zakazane miejsce czy nie??
OdpowiedzUsuńAle słodki Simbuś <33
OdpowiedzUsuńZapraszam http://www.krolestwolwow.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz opowiadania :))